poniedziałek, 8 lipca 2013

Rozdział 4 Uśmiechaj się częściej

Hej, więc może na początek trochę wyjaśnień. Nie dodawałam żadnych postów bo miałam szlaban, okropny szlaban. Teraz notki będą się pojawiać regularnie. 
Trzy tygodnie póżniej:
          - Pansy!!!
          - Co?
          - Nudzi mi się.- marudził Draco siadając na jednej ze skórzanych kanap, w pokoju wspólnym.
          - To idź do Blais'a, albo do Jane i nie nudź.- powiedziała pochylona nad esejem z transmutacji.
          - Nie mam ochoty patrzeć jak się całują i chichrają.- obrzydził się Malfoy.
          - Rób co chcesz, tylko mnie nie denerwuj.- Parkinson była zajęta zadaniem nie miała ochoty niańczyć blondyna.
           - Taaa, myślałby kto że, naprawdę się uczysz.- ziewnął.
           - Ja, w przeciwieństwie do ciebie, chcę coś osiągnąć. Pamiętaj że, są takie dziedziny, w których znajomości nie wystarczą.- zaśmiała się.
           - I tak ci się to nie przyda.
           - Dlaczego?
           - Bo znając życie, po skończeniu szkoły weźmiesz ślub i do końca życia będziesz siedzieć z gromadką bachorów. Albo, znając twoje szczęście  nie skończysz szkoły.- stwierdził poważnie.
          -  A konkretnie?
          - Sugeruję że, przed wscześnie zostanę wujkiem.- wyszczeżył się.
          - Acha, prędzej, to zostaniesz ojcem.- odgryzła się Pansy.
          - Jak Jane i Blaise dalej, będą się tak dogadywać to oboje, będzięmy wujostwem.- jego mina spoważniała.
          - Och, myślę że Diabeł i Jane są na tyle odpowiedzialni, że nie zrobią głupstwa.- stwierdziła poważnie.
         - Ale do tej pory pilnowałem Jeanne na każdym kroku, a ostatnio dałem jej wolną rękę, boję się że źle to wykorzysta.- zmartwił się.
         - Nie martw się, ona wie co robi.- spojrzała prosto w srebrno-niebieskie oczy Draco. Poruszyła ją troska, jaką chłopak ofiarował przyjaciółce.
         - Mam złe przeczucia, jej pogodna aura stale się powiększa, czasem nawet nie potrafię wygonić jej nadmiernych uczuć z mojej głowy. Aura, która panuje w jej głowie wacha się na granicy miłości z namiętnością,  uczucia cały czas się kumulują. Boję się że będzie chciała je uwolnić w niewłaściwym momencie. Sam dobrze wiem, że wtedy ciężko jest nad sobą panować, nawet gdy jest się już wyrachowanym graczem. Mam złe przeczucia, ona sobie nie poradzi.- wyznał.
          - Spokojnie, Blaise tam jest, nic się nie stanie.- próbowała go uspokoić.
         - ...ale chyba już coś się stało...- głos się mu załamał.
         - Czyli mówisz że oni już ze sobą spali?- zapytała.
         - Nie jestem pewien.- tłumaczył - To było sześć dni temu. Obudziłem się w środku nocy z niepokojącym uczuciem, działało ono w miejscu w, którym zwykle wyczuwam uczucia Jane. Było to połączenie szczęścia, porządania i miłości. Od razu skojarzyłem fakt że Jane i Diabeł mieli się tego dnia spotkać w pokoju życzeń. Podsłuchałem ich rozmowę i słyszałem jak długo o czymś dyskutują, dotyczyło to tego spotkania. Chcieli coś zrobić.- powiedział jednym tchem.
         - Spokojnie, nawet jeśli między nimi do czegoś doszło, to musisz pamiętać, że Jeanne nie jest dzieckiem, ma tyle samo lat, co ty i ja. A my od paru dobrych lat nadurzywamy  wolności i nic nam nie jest.
          - Tylko że, nas od początku traktowano jak dorosłych, a Jane zawsze jest w moich oczach małym dzieckiem. Traktowałem ją jak dziecko, ona jest jeszcze dzieckiem.- żalił się.
          - Szczerze mówiąc, to my też w oczach prawa też jesteśmy jeszcze dziećmi. Spokojnie Jane  nic nie zrobi spokojnie....- uspakajała go, gładząc jego policzek.
               Tylko Pansy potrafiła zapanować nad Draco, toważyszyła mu od początku szkoły. Poznali
się trochę przed pierwszym wyjazdem do Hogwartu, podczas bankietu, który zorganizowali państwo Parkinson z okazji wyjazdu dzieci do szkoły. Zaproszono wszystkich obecnych ślizgonów.
Pansy, tak samo jak on, nie znosiła urządzanych przez rodziców przyjęć. Tylko oni siedzieli w bezruchu na krzesłach, gdy inni młodzi czarodzieje nawiązywali nowe znajomości. W pewnym momencie, przy stoliku Draco pojawiła się, jedenastoletnia wtedy Avis Orson, obecnie najgłupsza i najbardziej kochliwa ślizgonka w całej szkole. Która postanowiła lepiej, go poznać. Draco nie wiedział co robić, to był jego pierwszy atak szalonej fanki. Chłopak nie miał już pomysłów gdzie iść, Avis za każym razem szła za nim, a z każdą minutą stawała się coraz bardziej namolna. W pewnym momencie miał ochotę się już poddać, Orson nie dawała za wygraną. Brzydotę nadrabiała pewnością siebie. Blondyn długo błądził po rezydencji Parkinson'ów z tą dziewczyną na karku, aż trafił w ślepy zaułek. W pokoju do którego weszli nie było innych drzwi. "To już po mnie"- pomyślał, gdy Orson zaczeła się do niego zbliżać. Zamknął oczy, czekając aż śliskie łapy dziewczyny zmieżwią mu fryzurę, a jej wyszminkowane usta  odbiją się na jego ciele, ale nic takiego nie nastąpiło. Usłyszał tylko otwieranie drzwi i dziewczęcy głos: "Avis, ktoś próbuje zabrać, twoją kosmetyczkę." I kolejny łoskot drzwi. Otworzył oczy, zobaczył przed sobą ślicznotkę o czarnych włosach, zielonych oczach i lekko spłaszczonej twarzy. Tego dnia Pansy i Draco zostali przyjaciółmi.
         - Pansy, możemy porozmawiać o czymś innym? Temat Diabła i Jane, mnie wykańcza.- zapytał po dłuższej chwili milczenia.
         - Dobra, a o czym chcesz rozmawiać?- dziewczyna przyjeła zmianę tematu z ulgą.
         - O czym kolwiek. Narzuć jakiś temat.
         - Wiesz co jest za tydzień?- zapytała tajemniczo, po chwili namysłu.
         - O kurde, zapomniałem, Dzień psikusów! O nie, nie zdąże nic wymyślić!-  lamentował.
         - Zapomniałeś że, w tym roku jest dodatkowe utrudnienie. Król i Królowa Kawałów, pracują razem.- zaśmiała się.
         - Zabini i Welter, razem! Nie przeżyję tego dnia!
         - Tak, napewno przygotują coś niezapomnianego.- stwierdziła ślizgonka.- Do jutra, Draco.- powiedziała znikając za przejściem prowadzącym do wyjścia z lochów.
                Dzień 27 września, został ochrzczony Dniem Psikusów jeszcze podczas dzieciństwa Jane i Draco. W ten dzień robili kawały rodzinie, przyjaciołom, a czasem nawet nieznajomym. Gdy Malfoy poszedł do Hogwartu zaproponował to święto swoim najbliższym znajomym, szybko się przyjeło. Więc, chociaż nie są już małymi dziećmi dalej wkręcają się na wzajem. Dzień ten obchodzi tylko elita Slithernu: Draco, Pansy, Blaise i Teodor. W tym roku dołączyła do nich Jane. Gdy byli dziećmi Jeanne zawsze była ponad Malfoy'em. Robiła najlepsze kawały, a gdy konsekwencje były niebezpiecznę, winę zwalała na Draco. Blondyn domyślał się że w ciągu sześciu lat nie wyszła z formy. A jeśli będzie współpracować z Diabłem, królem kawałów to katastrofa nieunikniona.
****
              "Blaise miał dziś za dobry humor, ciekawe co mu się takiego przytrafiło."- zastanawiała się następnego dnia Pansy.-"To na pewno ma związek z Jane, tego jestem pewna."- rozmyślała.-"Chyba do niej pójdę, bo od Diabełka niczego dzisiaj nie wyciągnę." Wyszła ze swojego dormitorium i ruszyła w stronę wieży astronomicznej, gdzie Jane miała w zwyczaju się uczyć, cały czas miała nadzieje że się w końcu czegoś dowie.
       Mijała właśnie najstarszy gobelin w zamku, który znajdował się na tym samym piętrze co wejście na wieże, gdy zuwarzyła siedzącą na parapecie Jeanne. Twarz miała jak zwykle kamienną, ale w jej oczach widać było że jest szczęśliwa.
   - Cześć, Jane.- zagadneła ją.
   - Hej.-odpowiedziała rozmarzona.
   - Widziałaś dzisiaj Blaisa, nigdzie go nie mogę znaleść, od kolacji go nie widziałam.- skłamała gładko,  na chwilę zapanowała cisza.
   - Diabełek był przez cały czas u mnie.- na twarzy dziewczyny pojawił się lekki rumieniec, z pewnością pierwszy w całym jej życiu.
" Co miłość potrafi zrobić z człowieka."-pomyślała brunetka siadając koło niej.
    - Dlaczego ty się nigdy nie uśmiechasz? - zapytała.- Przeciesz widzę że jesteś zadowolona.
    - Jakoś nie umiem, nigdy nie próbowałam.  
    - Spróbuj. Na pewno będzie ci z uśmiechem do twarzy.- zachęciła ją Panss.
    - Ok.- powiedziała i........ uśmiechneła się
Na ten widok Pakirson zaczęła się śmiać.
    - Z czego się śmiejesz? Aż tak źle? - zapytała Welter.
    - Nie, wyglądasz ślicznie, tylko zawsze jestęś taka poważna, a jak się uśmiechasz to masz takie dziecięce dołeczki.- zaśmiała się Pansy, po czym wyczarowała lusterko i podała je Evil, ktõra ujrzawszy swoje odbicie jeszcze bardziej się rozpromieiła.
      -Uśmiechaj się częściej.- powiedziała brunetka.- Tylko dalej nie znam powodu twojego zadowolenia. - zagadneła ją.
      - Blaise jest po prostu kochany!- rzekła.  
      - Dowiem się czegoś więcej? - dopytywała się.
      - Dzisiąj raczej nie. - powiedziała.
      - No, to trudno.- Pansy się tego spodziewała, a nie chciała na nią naciskać- Pa, Jane.- to powiedziawszy wstała.
       - Do jutra. - krzykneła Welter.
****

1 komentarz: